A nie mówiłem ? To już jest na tyle nudne, że nie chce mi się powtarzać, szczególnie że nikogo w zasadzie nie obchodzi.
Mamy kolejną Powódź „Stulecia” i na światło dzienne wychodzą stare problemy, choć w nowym wydaniu.
Jest zapewne trochę lepiej, bo i Państwo mamy inne. Choć wyobraźcie sobie, coby było, gdyby nie te obiecane 20 miliardów złotych z Unii Europejskiej na odbudowę. Budżet mamy już napięty do granic możliwości, a zapewne i poza możliwościami po 8 latach promoskiewskiej i arcyzłodziejskiej (arcy, bo złodziejstwo to akurat nic nowego) szajki i kwitnącym w następstwie ich rządów populizmie.
Teraz więc na wszystko (oprócz nauki czy kultury) są pieniądze. Cuda, cuda, to się okaże… Faktem jest, uczciwie to rozumiemy, że dawać trzeba, bo jak nie, to za chwile wróci promoskiewska agentura, to sytuacja jest bez wyjścia, jakoś to będzie. To w ogólności uwaga, ale nie możemy nie zauważać, że (nie) „trzeba się ubezpieczać”. Tylko frajerzy tak czynią, Dobry Rząd zawsze pomoże, bo ma i może.
Wracając…
Mamy więc przedstawienia „sztabu kryzysowego” i tak sobie myślę, że tego właśnie Lud -Naród oczekuje. Tego Silnego Człowieka, który słabowitych i niezbyt kompetentnych bojarów zdyscyplinuje i odpowiednio przy-zadaniuje. Oczywiście, można by się zastanawiać, co będzie, gdy Silnego Człowieka zbraknie? Już to przerabialiśmy, system mamy taki, że „Silni Ludzie” otaczają się teczkowymi i różnymi miernotami i po prostu redundancji organizacyjnej nie ma. I w ogólności, wybitniejsze jednostki na awans w takim „systemie” szansy nie mają żadnej.
Oczywiście Tamci, czyli szajka TW Balbiny to było arcymistrzostwo niekompetencji i czystej głupoty, o wpływach Moskwy nie wspominając. Widać to było w czasie Pandemii, choć już o tym Naród zapomniał, te dziesiątki tysięcy „nadprogramowych” ofiar, te setki tysięcy dzieci pozamykanych w domach (TOP 5 krajów na świecie wg. OECD pod względem czasu zamknięcia szkół), te tysiące firm zaoranych bez odszkodowań etc. Zawsze mogo być gorzej. Mógł być Polexit, sowietyzacja, jeszcze gorzej, kto wie?
Ci teraz, przynajmniej zrobili Stan Wyjątkowy i póki co, jako-tako sobie radzą. Nawet z pewnym rozbawieniem rozumiemy pomysł tej akcji „Feniks”. Lud niczego tak nie kocha, jak naszych Kochanych Żołnierzy i dobrze, ale wyobraźmy sobie, że jest jakaś wojna i co wtedy? Żołnierze będą pracować przy odgruzowywaniu całej Polski? A nie lepiej, żeby teraz, po jako takim udrożnieniu zniszczonych terenów wrócili do szkolenia wojskowego, podtrzymywania zdolności bojowej, doskonalenia etc.? Wojsko nie jest od sprzątania, ludzie.
Jest na terenach popowodziowych zwieziona Obrona Terytorialna, która rzekomo udowodniła „po co jest”. I że to taki genialny pomysł był.
Ale zaraz, zaraz: po TO jest ? Do sprzątania błota i gruzu? Czy to nie powinny być zadania mitycznego Yeti, czyli „Obrony Cywilnej” o odpowiednich służb państwowych, samorządowych? OT-e to w naszej rzeczywistości jakiś dziwaczny twór ni to pies, ni wydra, na jednostki liniowe do walki z ruskim za słabe, a z kolei do sprzątania gruzu i błota-za silne. À propos była już taka koncepcja za sanacji w 1939, nie na wiele się zdała, Obrona Narodowa, nic nowego.
Oczywiście fajnie ta wojskowość wygląda i dodaje otuchy (doceniamy) i być może w początkowym stadium tej czy innej katastrofy (choćby do wsparcia działań policyjnych czy logistycznych) ma sens. Ale potem ? Co dalej ? Będą OT i wojaki robić mostową inżynierkę jak za PRL, murować na budowach czy „służyć wsparciem”? A jakie są tego koszty, nikt nie mówi? Opłaca się ? OC nie byłaby po prostu tańsza?
Niby więc wiadomo, że to wszystko powinna ogarniać Obrona Cywilna, gdyby jakaś była, ulokowana lokalnie z najlepszą znajomością lokalnych uwarunkowań, organizacja, ludźmi. Ale jak wiadomo po 2,5 rokach krwawej Wojny w Ukrainie pracę nad ustawą o OC ciągle „trwają” i są „w międzyresortowych konsultacjach”. A ogóle to „były wakacje”, mamy czas spokojna czaszka. Jaja zaprawdę jaja. Wojna za progiem, rusek u bram. Wakacje, motyla noga!!!
Inna sprawa jest, jak działaj ustawy i stara prawda, że ustawy nie zastąpią działania, nie zastąpią organizacji, procesów, realnych działań w realu, ćwiczeń. Mamy właśnie przy okazji powodzi kolejny przykład z mitycznym „zarządzaniem kryzysowym” odmienianym w mediach na tysiąc przypadków. Naprodukowały nam, różne Collegia Wydawania Durnych Dyplomów, pożal się boże „ekspertów od bezpieczeństwa”, głównie to różne zdemobilizowane trepy na młodocianych (bogaty kraj, stać nas) emeryturkach (bez urazy to piszemy, bo trepów mieliśmy w rodzinie) i tacyż byli milicjanci, którzy brylują w Stacjach Newsowych powtarzając stare zaklęcia, co trzeba zrobić i zorganizować. Dyżurne gadające głowy, których nigdy nie odnotowaliśmy na polriskowych konferencjach o ryzyku, pisali też nie wiadomo co i gdzie, o procesach nie mówią, frameworków nie rozumieją, a jak już napiszą jakąś procedurę, to nikt tego zrozumieć nie może. Ani tym bardziej wdrożyć. Mamy doświadczenia.
O, to to, realnych procedur, procesów, frameworków i ich wdrożenia nam potrzeba, a nie kolejnych Ustaw, które idą jak krew z nosa przez legislację.
Innym dobrym przykładem, który nam przychodzi na myśl skoro o kryzysach mowa,, jest sprawa schronów przeciwlotniczych. Pogadali, pomędrkowali i sprawa umarła ‚ leży na sejmowych półkach pewnie, o ile. I tylko, rzecz charakterystyczna, usłużni pismacy w mediach, od czasu do czasu ubolewają nad losem developerów, którzy musieliby takie schrony budować, a w zasadzie zrobić dual-use projektowanych podpiwniczeń czy garaży.
Na, ale to by obniżyło im żebracze marże, kto by zapłacił w Państwie Developerów, to inna sprawa. Mieszkaniowa tragedia młodego pokolenia, brak szansy na mieszkanie. Kto będzie chciał takiego Państwa bronić?
Wszędzie-zawsze wezwiemy brygadiera Kamienickiego z drugiego końca Polski i dobrze, że teraz przyjechał, ale znowu zapytamy, na nam wtedy (tacy, jakich mamy) lokalni przywódcy.
Wiadomo, są lepsi i gorsi, ale jak spojrzeć na lokalne samorządy, to zobaczymy kliki i sagi rodzinne, niczego specjalnego się po tej „hodowli wsobnej” kadr zarządzających państwem nie spodziewajmy.
TKM , fakt tamci byli jeszcze gorsi, chwała Straży Pożarnej, że nas ratuje, ale znowu, co będzie, jeśli kolejna Katastrofa, choćby wojna obejmie cały kraj? Będzie brygadier Kamieniecki pędził od gminy do gminy ? A Premier, zamiast kierować Państwem, będzie przyjmował w TV raporty wojewodów z całej Polski całymi dniami chyba ? Bez sensu.
No ale pewnie jest lepiej, niż było. Faktem jest, że na ochronę p-powodziową poszły gigantyczne pieniądze, inna sprawa czy celowo je wydano.
Bo, jak wiadomo naukowcy i eksperci (których politycy mają głęboko w dupie, jak wiadomo) mówią, że nie tędy droga. Wylesianie, brak retencji począwszy od tej najmniejszej, woda nie ma się gdzie wylać, budowanie tam to nowe zagrożenie, gdy następuje ich przerwanie itd.
A nawet pobieżna obserwacja (rozejrzyjcie się) pokazuje, jak developerka betonuje, co chce i gdzie chce, samorządy udają (akurat), że nic nie widzą, wydaje się tysiące pozwoleń na budowę na terenach zalewowych. Kasa misiu kasa, zyski prywatne, ryzyko społeczne, państwowe.
Zmiany klimatyczne (antropogeniczne czy nie są faktem) ma się to w głębokim poważaniu na poziomie całych polityk państwowych, edukacji, komunikacji, wszystkiego. Byle do następnych wyborów.
Lud chyba, a nawet na pewno, tego chce, a w każdym razie mu wszystko jedno. Daj, daj, daj to wizja Państwa. A niestety młodych, żałosna „testowo- egzaminacyjną” edukacja tak wychowuje, że ani żadnego pomyślunku, ani spojrzenia na sprawy publiczne nie ma; pomijając nielicznych i wyszydzanych aktywistów, jak ci z Ostatniego Pokolenia. Nie ma manifestowanej troski (bo skrywana jak pokazują badania jest) o własną przyszłość.
Zawsze jest jednak troszkę lepiej przy tej Powodzi, choć potem może być gorzej, czytamy ostatnio książkę Mariana Zdziechowskiego o mesjanistach, mądra rzecz, Zdziechowski mądrym człowiekiem był, podobno takim romantycznym pesymistą pozytywistą.
Rozumiał, że lepiej już było, co wcale to nie znaczy to wielkie nieporozumienie, że krytyczna analiza musi powodować opuszczanie rąk i bezczynność. Tak uważają, błędnie, tak zwani „optymiści”, którzy ze swojego, zwykle irracjonalnego optymizmu na tyle zadowoleni, że akceptują marną Rzeczywistość taką, jaka jest, a fajna nie jest.
I sami opuszczają biernie ręce.